środa, 28 marca 2012

Pożegnanie z Bloggerem

Mili Państwo, lepsze jest wrogiem dobrego, dlatego odchodzę.

Odchodzę z google'owego serwisu Blogger do współtworzonego przeze mnie portalu DlaOlesnicy.org.

DlaOlesnicy.org to pierwszy i jedyny serwis publicystyczny w Oleśnicy, który jest całkowicie wolny - wolny od jakiejkolwiek władzy, wolny od liczby klikalności generowanych dla potencjalnych reklamodawców, wolny od uległości wobec kogokolwiek i wolny od internetowego trollowania.

DlaOlesnicy.org to portal, na którym każdy może pisać - pod warunkiem, że nie łamie prawa i trzyma poziom cywilizowanego człowieka, któremu tak zwana "kultura osobista" nie przeszkadza w zwyczajnym funkcjonowaniu.

Niedługo zawartość bloga stąd zniknie, już jest z resztą pod adresem michalskrzypek.dlaolesnicy.org. Najnowszy wpis, i każdy kolejny też, będą się pojawiać tylko tam.

Tutaj będzie tylko komunikat o przekierowaniu pod nowy adres. Proszę, nie bójcie się kliknąć "TAK".

Do zobaczenia w nowej, przyjaźniejszej dla oka formie portalu DlaOlesnicy.org!

...i wielkie dzięki za kilka lat spędzone wspólnie na google'owym Bloggerze.

Pozdrawiam gorąco,

Michał Skrzypek

sobota, 10 marca 2012

Standard

Minęło kilka tygodni o ostatniego wpisu, ale w Oleśnicy zmieniło się niewiele. Standardowo pogoda była lutowo-marcowa, standardowo – jak zwykle o tej porze roku - choroba zagnała mnie do łóżka, standardowo towarzysze spod znaku goździka i rajstop raczyli ósmego marca oleśniczanki kłującymi dowodami pamięci, standardowo odbyła się sesja Rady Miasta.

Standardowo (drugi raz w ostatnich miesiącach) radni przyjęli stanowisko w kwestiach światopoglądowych. Z taką różnicą, że tym razem nie wyrazili troski o nienawiści w mediach, a dla niepoznaki troskę o nienawiść wobec mediów. I wcale nie lokalnych, bo właśnie toruńskich. W ten sposób oleśniccy radni wywołali kolejną falę nienawiści w mediach, i to zupełnie niestandardowo, bo wobec mediów. Czyli znowu wyszło nie tak, jak powinno, ale to w sumie… standard. Ciekawe, co na to Toruń.

Standardowo kierowcy nie mają w Oleśnicy łatwo. Nie idzie bynajmniej o świetlny sygnalizator strzałki do skrętu w lewo na prawym pasie do jazdy na wprost, bo w sumie można się przyzwyczaić. Gdyby zrobili strzałki do skrętu w prawo na pasie do skrętu w lewo pewno też jakoś byśmy przeżyli. Miałem na myśli tak zwaną strefę płatnego parkowania. Idea jest dyskusyjna i ma zaciekłych przeciwników, jak i zwolenników. Ogólny standard płatnego parkowania poprawia fluktuację pojazdów i zasila budżet miasta. W Oleśnicy to w sumie nie wiadomo jak będzie. Nie ma jeszcze operatora parkomatów, bo strefę zaplanowano wstępnie zbyt małą i ponoć nieopłacalną. Ale ona już przecież istnieje. Na papierze. I się rozrosła, by stać się dochodową.
Żeby nie było - jestem radnym i burmistrzowi bardzo wdzięczny, że mam gdzie postawić auto. W ostatnich latach powstało mnóstwo zatoczek, przy których nowoczesne parkomaty będą prezentować się bardzo wykwintnie.
I jestem spokojny, bo rada na pewno zadbała o to, by główne korzyści z płatnego parkowania czerpało miasto, a nie jakiś prywaciarz. Na pewno dokładnie zapoznała się z rzetelnie przygotowanym modelem biznesowym tego przedsięwzięcia i jest pewna, że przyniesie ono miastu realne dochody. Na pewno zadbała o to, by mieszkańcy strefy i właściciele sklepów parkowali za darmo. Na pewno zadbała o to, by tuż przy strefie powstał duży i bezpłatny parking. Na pewno zadbała o te i o inne drobiazgi, bo przecież taki jest standard. Inaczej pomysł płatnego parkowania nie miałby w Oleśnicy sensu.

Standardowo obchodzi się okrągłe rocznice związane z historią miasta i standardowo uroczystości realizuje się w weekendy albo popołudniami, żeby jak najwięcej ludzi mogło w nich wziąć udział. Więc świętowaliśmy ostatnio 757 rocznicę nadania praw miejskich w czwartkowe południe. Chyba się udało, w każdym razie uczniowie byli zachwyceni. Dobrze, że w ogóle ktoś o tym pamiętał. Bo mnie pamięć czasem zawodzi. Nie przypominam sobie obchodów na przykład 754 rocznicy. 748 też nie.

Rodzi się nowy oleśnicki standard. Wykuwa się jak rycerski miecz, i to dosłownie. Właśnie podano do wiadomości, że w maju najadą nas husyci, ale szerzej jeszcze o tym napiszę. Oby tym razem lepiej wykorzystano tę atrakcję promocyjnie. Kiedy przed dwoma laty rycerze robili zaciąg na Tannenberg, rozsławiali po świecie ten fakt tylko zapaleńcy. Trzy dni z rycerzami i całą ich infrastrukturą były pyszne, ale wśród moich znajomych furorę zrobiło to zdjęcie:



Teraz powinno być inaczej. W końcu jest już sekcja od promowania miasta. A umiejętne zdyskontowanie promocyjne wizyty rycerstwa w roku nie-grunwaldzkim to dla zawodowców od marketingu i wizerunku pestka. Znaczy, standard.

sobota, 4 lutego 2012

Napoleon w piwnicy

Galeria 56 działa przy Powiatowym Centrum Edukacji i Kultury. Dzięki osobom naprawdę zaangażowanym w działalność kulturalną odbywają się tam tematyczne wystawy, których próżno szukać w innych miejscach w Oleśnicy. W piątek, trzeciego lutego, odbył się wernisaż wystawy ekslibrisów z wizerunkiem Napoleona.

Ułamek swoich zborów zaprezentował wrocławski kolekcjoner Andrzej Włodarski, bibliofil, introligator i pracownik ASP. Eksponatami były ekslibrysy przedstawiające wizerunki Napoleona Bonaparte i związane z nim starodruki z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku.

Zgromadzona publiczność mogła na własne oczy poznać sztukę wykonywania ekslibrisów, a także podjąć próbę samodzielnego przygotowania unikalnego dzieła.




Autor najbardziej poczytnej strony internetowej o historii Oleśnicy, propagator dziejów naszego miasta i znawca lokalnych zabytków, pan Marek Nienałtowski, wprowadził uczestników wernisażu w klimat wojen napoleońskich. Burzliwe wydarzenia początku dziewiętnastego wieku zawiodły oleśnickich żołnierzy tak pod Borodino z jednej strony, jak i pod Lipsk po kilku latach z drugiej.





Właściciel zbiorów ekslibrisów, pan Andrzej Włodarski, przybliżył specyfikę tego rzadkiego hobby i opowiadał o rozmaitych ujęciach Napoleona przez grafików pochodzących z wielu krajów.





Żartobliwie zwrócono uwagę, że pan Andrzej, będący również oddanym bonapartystą, sam jest fizycznie podobny do wodza Wielkiej Armii:





Kilka ujęć z ekspozycji:









Jak widać warunki wystawiennicze są nader skromne. Pracownicy PCEiK-u dokonują cudów, udało się zaadaptować na "galerię" piwnicę pod biblioteką pedagogiczną i ekslibrisy nie są pierwszym tematem wystawy, jaką tam organizowano. "Galeria 56" to obiekt zgoła młody i przez kilka ładnych lat od zamknięcia galerii przy Pl. Zwycięstwa, Oleśnica nie miała żadnego miejsca odpowiedniego dla celów ekspozycyjnych. Owszem, w kuluarach sali MOKiS-u oraz w Bramie Wrocławskiej organizuje się różne pokazy, ale nie rozwiązuje to kwestii posiadania galerii z prawdziwego zdarzenia (pomijając oczywiście fakt, że - jak same nazwy wskazują - PCEiK to instytucja powiatowa, a MOKiS - miejska).

Miasto, będące stolicą niemałego powiatu, powinno dysponować większym obiektem wystawienniczym, jak również, w razie potrzeby, udostępnić lokale na pracownie.

Takie miejsce jest. Należy do miasta. Zarządza nim MOKiS. Średniowieczny anturaż znakomicie podkreśla walory eksponowanych obiektów.

To miejsce się rozpada. Nie ma środków na ratunek (ostatni remont interwencyjny - łatanie dziur w dachu, uzupełnianie luk w ścianach i zabezpieczenie murów betonową opaską - był jedenaście lat temu), o adaptacji na galerię nie ma sensu dzisiaj mówić. Chciałbym, aby w przyszłości powstało tam centrum kulturalne, kto wie, może z sąsiadującą z nim wieżą widokową...

Tym miejscem jest dawny kościół św. Jerzego.

Na razie, chwała Bogu, jest Galeria 56. Chociaż w piwnicy, to jednak dzięki zapaleńcom, czyli pracownikom i współpracownikom PCEiK-u, instytucja tętniąca życiem i animująca wydarzenia kulturalne niezależnie od sympatii czy antypatii decydentów.

Dzięki nim Napoleon trafił do loszku w pruskich koszarach. Ironia losu, chichot historii. I wszystko to w Oleśnicy.

P.S. Szczególne podziękowania dla częstego gościa tej strony, Felisa. Już Felis wie, czemu ;)

wtorek, 31 stycznia 2012

O promocji ciąg dalszy

Mamy konkret: w ratuszu utworzono Sekcję Promocji Miasta. Plan działań jest ambitny: w celu promowania Oleśnicy zostaniemy obywatelskimi dziennikarzami, będziemy "fit" i damy się uaktywnić.


I bardzo dobrze. W naszym wspólnym interesie jest, aby taką inicjatywę wspierać, lub przynajmniej przyglądać się jej z sympatią. Nie wiem według jakiego klucza dobrano specjalistów, nie wiem też, jakie procedury zastosowano w trybie wyłaniania chętnych do pracy dla Oleśnicy w zakresie promocji. Nie wiem, czy zastosowano jakiekolwiek, pewno niebawem się przekonamy. Sam fakt stworzenia odpowiedzialnej za promocję komórki oceniam pozytywnie - lepsze to, niż kupowanie uniwersalnych strategii od firm PR. A jakość ich pracy poznamy po efektach i wtedy będzie można ocenić zasadność wyboru tych konkretnych ludzi.

Pierwsze pomysły są, hmm, ciekawe. Mieszane uczucia towarzyszą mi bowiem, gdy czytam o stworzeniu programu fitnessowego. Owszem, tyłek mi się jakby ostatnio powiększył, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że właśnie oddawany kompleks przy Brzozowej może na siebie nie zarobić - stąd trzeba będzie "Być Fit w Oleśnicy".

Dziennikarstwo obywatelskie - proszę bardzo, bez ironii przyznam, że koncepcja genialna i aktywizująca osoby zainteresowane swoim miastem i jego kondycją. Uznajmy, że nie wychwalam tego tylko dlatego, że Stowarzyszenie dla Oleśnicy ogólnodostępny portal proponowało jako jedno z narzędzi komunikacyjnych z władzami. I naprawdę warto wybrać się na spotkanie z Igorem Borkowskim. Wiem, co piszę, bo był jednym z moich wykładowców - jeszcze jako "zwykły doktor". Borkowski ma dar opowiadania, mówi do rzeczy i, proszę mi uwierzyć, wiedzę ma ponadprzeciętną. To dobrze, że nad projektem portalu patronat obejmie mój macierzysty Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej U.Wr. To niedobrze, że pomysł jest skierowany głównie do skrobiących do szuflady młodzianków. Bo, kurczę, chyba się już nie kwalifikuję wiekowo.
Wierzę, że portal nie będzie tubą propagandową ratusza, a domysły, że ma zrównoważyć niekorzystne treści wobec rozmaitych osób na samorządowych piedestałach, są tylko moimi rojeniami.

Tyle w sprawie nowości, teraz zaległa korespondencja.

To prawda, promocją muszą zarządzać fachowcy, a zleceniodawca powinien się uzbroić w cierpliwość i dać się nauczyć, że różne drobne elementy, teoretycznie ze sobą nie związane, stanowią części składowe większej całości i mają ogromny wpływ na postrzeganie efektu końcowego. Można wymyślać cuda i aktywizować ludność, ale dziennikarz postraszony prokuratorem lub wysłany do diabła, przekaże obraz miasta (burmistrza) zgoła odmienny od pożądanego. Proces budowania legendy jest długotrwały, musi być realizowany konsekwentnie i z pieczołowitością o detale. No i nie wolno być sztampowym, myślenie niestandardowe jest skuteczniejsze, chociaż niesie ze sobą niebezpieczeństwo bycia niezrozumianym.

Zgadzam się ze wszystkimi komentarzami. Cóż mogę powiedzieć? Otóż właśnie... nie o wszystkim chciałbym teraz informować, ale to się pewno zmieni.

Mam prośbę do Matrycy: proszę o kontakt mailowy, jak to mówią, "jest sprawa". Adres:

michalskrzypek.olesnica@gmail.com

Oczywiście pozostali Państwo również mogą się ze mną kontaktować w ten sposób.

P.S. Setnie się ubawiłem informacją o "oleśnickiej szkole fotografii". Jakoś mi to umknęło, gdy zostało powiedziane. Co do wystaw - byłem studentem profesora Olka, chociaż nie na ASP w Poznaniu. Zaraził mnie swoją miłością do dagerotypów. Aż wstyd, że nie wiedziałem, iż można było kiedyś obejrzeć jego prace w galerii przy Pl. Zwycięstwa.



niedziela, 22 stycznia 2012

"Oleśnica". Marka, której nie ma.

Dzisiaj będzie zawodowo, proaktywnie i tak ogólnie - wizerunkowo. I marketingowo. I promocyjnie. I wcale nie śmiesznie.

Swojego czasu zasugerowałem, że powinniśmy zbudować coś, co w marketingu nazywa się brendem, marką. My, czyli ci, którzy tu mieszkają i związali się z miastem na dobre i na złe. Nie administracja, tylko my, oleśniczanie. Bo administracja ma swoje priorytety i jeśli interesują się nami ogólnopolskie media, to z racji heroicznej walki o czystość chodników lub motoryzacyjnych upodobań władzy.

"Marka" to był pewien skrót, chodziło oczywiście o rozpoznawalność i pozytywne konotacje na zewnątrz. Miało to bezpośredni związek z kulawą, oficjalną promocją Oleśnicy. Najlepszymi promotorami miast są ich mieszkańcy, a także turyści. Muszą tylko mieć o czym opowiadać. Impuls i materiał powinien jednak wyjść od tych, którzy mają do tego narzędzia: od władzy. W kwestii opowiadania o mieście nie trzeba się jednak oglądać na plany promocyjne decydentów.

Marka "Oleśnica" nie istnieje, i chwała Bogu! Każda marka jest realizacją pomysłu tzw. marketerów, czyli speców od kreowania potrzeb i wizerunku. Oznacza to, że może być tworem sztucznym, bez związku z prawdą i rzeczywistością. Nasze miasto, posiadające wspaniałą historię, miasto, w którym na przestrzeni wieków mieszkało i pracowało mnóstwo fascynujących osób, miasto, gdzie nie da się przejść bez mijania unikalnych zabytków nie powinno, wręcz nie może budować marki w oparciu o wymysły pracowników agencji marketingowych. Powiem więcej - my nie potrzebujemy jakiejkolwiek marki.

Oleśnica potrzebuje opowieści. Promocja powinna tylko wypełnić treścią to, co odziedziczyliśmy, i to, co współtworzymy.

Najgorsze są bowiem miejsca nijakie. Takie, do których ludzie przyznają się niechętnie albo o których nie potrafią niczego ciekawego powiedzieć. O takich miastach się nie wspomina, a ktoś zapytany skąd przyjechał odpowie na przykład, że z Wrocławia. Bo to coś mówi. Z Oleśnicy? A gdzie to, kurczę, jest?

Coś muszę dodać, a będzie to poczytanie jako krytyka władzy. Niepotrzebnie, chcę tylko coś wskazać. Otóż samorządowcy szczycą się obiektami sportowo-rekreacyjnymi. Salą widowiskową. Dniami Europy i wyjazdami za granicę w celach promocyjnych. I bardzo dobrze, bo to są jakieś osiągnięcia i abstrahując od tego, czy wymiary tych obiektów są okej a wyjazdy dają coś realnego Oleśnicy - trzeba to docenić. Jednak to nie liczba kin, basenów czy ślizgawek decyduje o pozycji miasta. Nawet nie systemy e-urząd czy e-oświata, nie ISO Urzędu Miasta, w którym w większości mogą przecież pracować pomocni i fachowi ludzie - nie, nic z tych rzeczy nie powoduje, że miasto zostaje w pamięci i chce się o nim opowiadać, chce się je odwiedzić czy do niego wrócić.

Promować można się pod kątem inwestorów czy turystów, ale przede wszystkim należy to robić w celu budowania poczucia tożsamości mieszkańców, którzy, co oczywiste, będą najlepszymi promotorami swojego miasta. Powinni znać - nawet pobieżnie - historię Oleśnicy, powinni umieć opowiadać miejskie legendy i poprzez tę wiedzę "opowiadać miasto" innym. Przecież narracyjny potencjał jest w Oleśnicy ogromny. Rzecz wymaga jednak organizacji i zaplanowania, a także środków. Środków, które często przeznaczane są na cele promocyjne, nie przynoszące spodziewanych efektów.

Administracja wyszukuje rozmaite hasła. A to "miasto w dobrym stylu", a to, za przeproszeniem, "z buta", albo jeszcze "Oleśnica zachwyca", żeby w końcu wrócić do "miasta wież i róż". Agencje przekonują za wielkie pieniądze, że najważniejsza jest marka i ja też tak kiedyś myślałem. Ale na to był czas w połowie lat dzięwięćdziesiątych (u nas, bo na Zachodzie wcześniej). Nie chowajmy się za hasłami bez treści, zbudujmy opowieść o Oleśnicy!
Nie marnujmy pieniędzy na następne billboardy, bo one nie stworzą naszemu miastu opinii. Wykreujmy historię, mit, opowieść o Oleśnicy, rzecz jasna w oparciu o prawdę. Popularyzujmy ją i rozpowszechniajmy.

Środki na promocję są w każdym budżecie, a opowieść o mieście - pod warunkiem dokładnego zaplanowania i skutecznej realizacji całości - jest dla promocji miejscowości skuteczniejsza, niż wielokrotne powtarzanie jej nazwy na banerach czy w internecie z nadzieją, że turysta (inwestor), natknąwszy się na na reklamę z hasłem, rzuci wszystko w diabły i ciupasem przyleci roztapiać się w zachwytach nad starówką lub szerokim gestem fundnie sobie centrum biznesu właśnie u nas.

Eryk Mistewicz pisze, że w rozmowach z prezydentami miast czy marszałkami województw prosi ich, aby w celu zachęty do odwiedzin czy inwestycji nie wygłaszali referatów. "Jeśli nie przekonacie mnie w ciągu 30 sekund, że wasze miasto odniosło sukces i ma "to coś", to nie przekonacie w ogóle" (E. Mistewicz, "Marketing narracyjny").

Może to prawda, może przesada. Fakt jest taki, że mamy ciekawą historię, a nie mamy opowieści. Mamy slogany reklamowe, a przecież jednak nie czerpiemy korzyści z turystyki. Oddam więc na koniec głos Mistewiczowi jeszcze raz:

"To wyścig narracji. Miast jest tysiące - władze każdego z nich mają taką samą szansę, aby zainteresować swoją opowieścią".

Stwórzmy więc opowieść o Oleśnicy, poznajmy najpierw dzieje miasta i jego mieszkańców. I bądźmy oddanymi marketerami własnej miejscowości. Może kiedyś zrealizujemy taką kampanię profesjonalnie?

Do tematu na pewno wrócę.

P.S. Przy opracowywaniu tego tematu skorzystałem z w.wym, książki E. Mistewicza oraz jego artykułu "Opowiedzcie o swoim sukcesie", opublikowanym w periodyku "Wspólnota. Pismo samorządu terytorialnego" 43/2010 r.

niedziela, 1 stycznia 2012

Noworoczne postanowienia

Nie cierpię tzw. "sylwestra". Idea hucznego żegnania starego i witania nowego roku jest bez sensu i stanowi wygodne wytłumaczenie zabawy do upadłego. Z czego tu się cieszyć? Że jesteśmy już starsi, nasze samochody też, żony - nie inaczej, że znowu podejmiemy idiotyczne postanowienia, których nie będziemy w stanie dotrzymać? Nic dziwnego, że od dwóch dni humor mam wisielczy. Na szczęście zawsze można liczyć na radosną twórczość: i swoją, i cudzą.

Zwykle - od kiedy piszę bloga, czyli od kilku już lat - podsumowuję miniony rok w formie comiesięcznego raportu. Roku 2011 nie podsumuję - mam kilkumiesięczną przerwę w redagowaniu tej strony, nie będę więc nadrabiał zaległości w jednym felietonie. Albo w jednej notce. Albo w nie wiem czym: jak wynika z lektur prawdziwych felietonów, publikowanych na prawdziwych portalach, aby w oczach zafascynowanych wyznawców zostać uznanym za prawdziwego felietonistę należy klecić zdania wielokrotnie złożone, nie uciekać od fikuśnych figur retorycznych, a najlepiej nabyć księgę sentencji łacińskich i stosować je w sposób nieoszczędny. Następnie pisać o prawdach powszechnych i uniwersalnych w taki sposób, aby w każdej sytuacji chlastać władzę. Jakąkolwiek.

Postanawiam więc swoje zdania wielokrotnie złożone składać jeszcze bardziej, zastąpić łacinę podwórkową jej szlachetną siostrą i dosrywać każdemu z byle powodu, tłumacząc spijającym z ekranu monitora każdą literę tekstu dlaczego dosrywamy i z jakiego powodu mamy rację. Bo mamy zawsze i nie wolno nam w to nigdy zwątpić.

Postanawiam też podążać za modą pisania nawet wtedy, kiedy nie będę miał nic do napisania. Ten tekst jest właśnie tego przykładem.

Postanawiam wyprzedzać trendy medialne. Dlatego tak modne i powszechne, jak się okazało, alfabety, będę publikować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Teraz już wiem, czemu swój napisałem latem. To się nazywa "antycypacja". Drugiego pisał nie będę, wszystko nadal jest aktualne.

Postanawiam bez litości wypominać wszystkim wszystko, łajać za zaniedbania, za poprawę łajać po dwakroć, bo nie dość, że musiało do niej dojść - ergo - było zaniedbanie (uwaga: wtrąciłem łacińskie słówko!), to jeszcze z pewnością ta poprawa nie jest wystarczająca. Jak sala - za niska. Jak basen - za płytki. Jak lodowisko - za małe, bo jakby na ten przykład jakaś drużyna z NHL chciała przyjechać z Ameryki akurat do nas żeby sobie pograć w hokeja, to by nie mogła. Przez oczywiste zaniedbania!

Chwała Bogu, ja nie umiem realizować noworocznych postanowień.

Oleśnica jest najlepszym miejscem do życia jakie znam. Pełnym uroku i możliwości. Trzeba mieć wyjątkowo złą wolę, by tego nie dostrzegać. A władza? Są wybory i można się wówczas wypowiedzieć, optując za zmianą albo konserwacją rzeczywistości.

Jasne, że głupota decydentów boli. Że mnóstwo rzeczy można zrobić lepiej. Szybciej. Rozsądniej i inaczej. Innych rzeczy nie robić w ogóle. Że relacje służbowo-towarzyskie i koalicyjno-samorządowe zależności powodują zarzuty o braku kompetencji w tych kręgach, które muszą być fachowe, a nawet - wyrachowane.

Wiele się na pewno kiedyś zmieni.

Nie wolno jednak dać się podzielić frustratom, którzy odkryli w sobie poczucie mesjanizmu. Takich ludzi po prostu się boję, a ich fanatyzm powoduje wyłącznie konsolidację zwolenników obecnego układu władzy. A to źle. Fatalnie będzie wtedy, gdy oleśniczanie bez wyraźnych przekonań politycznych nastawią się negatywnie do każdego, kto nie jest związany z dzisiejszą władzą, bo będzie utożsamiany z oszołomstwem.

Mimo wszystko - udanego roku!

piątek, 23 grudnia 2011

Świątecznie

Nie mam jakoś specjalnie świątecznego nastroju. Za oknem błoto, świąteczne dania jeszcze w sklepie na półkach, a dwa dni temu moja kotka Tosia odeszła do lepszego, mam nadzieję, świata.

Na domiar wszystkiego czytam sobie oleśnickie media i zbiera mi się na wymioty.

Nie trzeba wyjaśniać co i jak: osoby mniej więcej interesujące się swoim miastem są na bieżąco.

Jest bardzo smutne, że permanentna krytyka z jednej strony (części mediów i publicystów-amatorów) oraz brak głębszej refleksji odnośnie swoich poczynań z drugiej, tej urzędniczej, doprowadziły do polaryzacji opinii publicznej w Oleśnicy. Nie ma znaczenia, czy krytyka jest zasadna. Najczęściej była. Mam na myśli raczej jej styl. Doszło do tego, że odrębne zdanie wobec jakiejkolwiek informacji pochodzącej z jednego źródła, napotyka natychmiast wściekłość drugiej. I na odwrót.

Nie ma miejsca na porozumienie. Nawet koncepcja wywiadu z burmistrzem, zainicjowana przez jeden z portali, zapewne skończy się niczym, ponieważ przed wywiadem opublikowano pytania, mające być jego przedmiotem. Ich konstrukcja obraża Bronsia i burmistrz ma pełne prawo odmówić jakiejkolwiek rozmowy. Jeżeli ktoś wyleje potem na niego wiadro pomyj ze sztandarowymi hasłami o łamaniu prawa prasowego czy o utrudnianiu dostępu do informacji, to z chęcią z kimś takim podyskutuję o etyce dziennikarskiej.

Z drugiej strony upór (buta?) Urzędu, kluczenie w ważnych sprawach, niejasne komunikaty – nie ma znaczenia czy rzeczniczki, czy burmistrza – ewidentnie prowokują do stawiania niewygodnych (a może po prostu dociekliwych?) pytań i wyrażania niepochlebnych komentarzy.

Doszło zatem do tego, że zabrakło w Oleśnicy miejsca na opinie wyważone, doszukujące się prawdy – choćby była po środku. Wszystko musi być albo białe, albo czarne, odcieni szarości nie ma. Kto nie z nami, ten przeciw nam. Ratusz utrwala przekaz oparty na syndromie oblężonej twierdzy, strona druga własne opinie sprowadza do tezy o dyktaturze. I wszyscy swoje przekonania argumentują tyleż logicznie, jak i debilnie.

Święta są okazją do porozumienia. Może ktoś z tego skorzysta?

Zamiast dać się podzielić, zachowajmy zdrowy rozsądek i trzeźwość umysłu. Podejmijmy wysiłek i spróbujmy zbudować wspólnotę oleśniczan dumnych ze swojego miasta. Zacznijmy od wzajemnego zaufania. Dlatego w przeddzień wigilii szczerze życzę:

- burmistrzowi – autorefleksji i więcej luzu;
- krytykom, krytykantom, tzw. publicystom (czyli sobie też) – mniej nadęcia i więcej… autorefleksji;
- wszystkim – zdrowia i wyrozumiałości wobec innych.

Wesołych Świąt!